W Wałbrzychu było nas trzech
„Było nas trzech….” Włodek, Wallace i ja. Trzygodzinna podróż i Wałbrzych powitał nas chmurami, mżawką i w sumie przyzwoitą, jeśli nie duszną atmosferą. Tym razem można było od początku spodziewać się błotka i wody.
Napakowany węglowodanami wyruszyliśmy z Włodkiem na trasę zmieniając się co chwila miejscami, Wallace podążał gdzieś za nami. Od początku ostra wspinaczka na miejscowy Chełmiec, podjazdy i dla odmiany wjazdy ;-). Jak się wkrótce okazało wolę podjeżdżać, bo zjeżdżać to ja jeszcze nie potrafię.
Szerokie żleby na trasie na tyle prowokowały do puszczania klamek, że po kilku glebach, ścięciu dziewczyny (ale to ona wjechała mi pod koła ;-)) i przyciśnięciu Włodka do korzeni poczułem, że to nie mój dzień, nie należy w tym wieku prowokować losu i zjechałem na MINI pościgać się z Wallacem.
Mini pokonałem w 1h50min, pewnie byłoby nieco lepiej gdybym od początku założył taki dystans, a tak przyjechałem zły, bo niezmęczony, ale za to mocno obolały. „Na szczęście” żeby nie było mi smutno, chłopaki też wąchali ziemię nie raz ;-). W sumie przygoda udana, Wallace wygrał na tomboli skarpety w rozmiarze hobbita i profesjonalny bidon z karabińczykiem do przypięcia za rowerem (niestety nie chce go sprzedać) [wallace: jest Twój ;P].
Naskrobał Jarek, 24 maj 2014 r.